Cheyenne
Byłam szczerze mówiąc przerażona po wczorajszej nocy. Słyszałam głośne trzaskanie drzwiami, tupanie, a nawet łoskot łańcuchów. Kiedy on wyszedł z pokoju próbowałam zasnąć, jednak na marne - przez całą noc nie zmrużyłam oka. Przeciągnęłam się na łóżku po czym wstałam zawijając się w szlafrok.
Będąc na dole zaczęłam głośno krzyczeć. Zobaczyłam Malika lezącego na ziemi w kałuży krwi. Klęłam przerażona, zacząłem go cucić, myśląc, że stracił przytomność. Bez chwili zastanowienia zadzwoniłam po karetkę, bałam się, że mógł nastąpić zgon, byłam przekonana, że leżał tak od wczoraj.
- Jak to się stało ? - zapytał mnie policjant, podczas, gdy reszta zabezpieczała ślady.
- Nie mam pojęcia, znalazłam go dzisiaj rano - powiedziałam poddenerwowana, nie chciałabym aby pomyśleli, że zrobiłam mu krzywdę.
- A co robiliście wczoraj ? - jego pytanie mnie trochę zażenowało.
- Prawda jest taka, że on wczoraj bardzo dziwnie się zachowywał - odparłam, a policjant zmarszczył czoło - Była burza, padał deszcz, a on wyszedł bez koszulki na dwór, pod pretekstem sprawdzenia dlaczego nie ma prądu.
- Dobrze, dziękuję pani bardzo - burknął oschle, po czym odszedł.
Byłam zdenerwowana, cała się trzęsłam. Chociaż go nie znałam to bardzo to przeżyłam, bo przecież moja rola w tym wszystkim była taka, że miałam się nim opiekować, zaprzyjaźnić się z nim. Przede wszystkim próbować wypełnić pustkę w jego sercu, choć wiedziałam, że to nie możliwe.
- Paul, przyjedź do tego szpitala zaraz koło Oxford Circus - powiedziałam do słuchawki od razu się rozłączając.
Posprzątałam trochę w domu, po czym postanowiłam pojechać do szpitala by sprawdzić jak się czuje mój współlokator.
- Stracił bardzo dużo krwi, jednak jego stan jest stabilny, wyjdzie z tego - usłyszałam głos lekarza.
- Nic nie zauważyłaś ? Przecież on mógł umrzeć - podniósł głos Higgins.
- To wszystko jest twoją winą, on przez Ciebie cierpi, kto wie czy właśnie nie miał zamiaru popełnić samobójstwa, ale jeżeliby mu coś się stało to byłaby tylko twoja wina - burknęłam niezadowolona.
Weszłam do pokoju w którym leżał Zayn. Spał, głośno oddychając. Spojrzałam na jego drgające powieki. Zaczęłam się zastanawiać co mu się śni. Usiadłam tuż obok jego łóżka chwytając jego rękę.
Posprzątałam trochę w domu, po czym postanowiłam pojechać do szpitala by sprawdzić jak się czuje mój współlokator.
- Stracił bardzo dużo krwi, jednak jego stan jest stabilny, wyjdzie z tego - usłyszałam głos lekarza.
- Nic nie zauważyłaś ? Przecież on mógł umrzeć - podniósł głos Higgins.
- To wszystko jest twoją winą, on przez Ciebie cierpi, kto wie czy właśnie nie miał zamiaru popełnić samobójstwa, ale jeżeliby mu coś się stało to byłaby tylko twoja wina - burknęłam niezadowolona.
Weszłam do pokoju w którym leżał Zayn. Spał, głośno oddychając. Spojrzałam na jego drgające powieki. Zaczęłam się zastanawiać co mu się śni. Usiadłam tuż obok jego łóżka chwytając jego rękę.
Zayn
"Nie miałem pojęcia, gdzie jestem. Był środek nocy, a dookoła panowała
nieprzenikniona ciemność. Kiedy tylko poczułem twardy grunt pod nogami,
wytężyłem siły, by wstać.
Policzki wciąż miałem mokre od łez, a cała sytuacja wręcz mnie przygniatała.
Chciałam usłyszeć prawdę, bo miałem
nadzieję, że ona mnie wyzwoli, pozwoli zamknąć miniony dział, zacząć
spokojnie następny, lepszy. Zapomniałam tylko, że to właśnie prawda, nie
kłamstwo, zabija nadzieję "
- Ten pocałunek nic nie zmienił, nie kocham Cię Zayn - przypomniały mi się jego słowa, słowa które tak bardzo mnie zabolały.
Mówi się, że nieprzyjemne prawdy są zawsze lepsze od przyjemnych
złudzeń, ale ja w to wcale nie wierzę. Fakt, kiedyś myślałem:
wydawało mi się, że wolę prawdę, która sprawi, że będę wrzeszczeć z
rozpaczy, rozczarowania i wściekłości; prawdę, która będzie krążyć w
moich żyłach i gotować wnętrzności, aż spuchnę lub się wypalę jak stara
świeca. Ale czasem po prostu lepiej jest żyć z tym, czego się nie wie.
Łatwiej.
Ale teraz żałuję, że kazałem mu to powiedzieć ; że zmusiłem go do wyznania tej okrutnej prawdy, pamiętam jak mówiąc to patrzył mi prosto w oczy, dlatego wiedziałem, że nie kłamał, bynajmniej nie kłamał w połowie.
Obudziłem się zlany potem i z roztrzęsionym sercem. Nie wiedziałem co o tym myśleć. Nie panowałem nad własnymi myślami, które odbijały się w mojej głowie by zaraz wybuchnąć niczym dynamit.
- Paul, proszę nie każ mi dłużej cierpieć - wyjęczałem.
- Dasz radę Zayn, musisz wytrzymać - powiedział kładąc dłoń na moim czole - Zapomnisz o nim, zobaczysz.
- Dlaczego wy mi to robicie? Do cholery, dlaczego? - wrzasnąłem przenosząc się do pionu, jednak zaraz po tym upadłem z powrotem na poduszkę, nie miałem sił.
- Sam tego chciałeś, on Cię nie kocha, zrozum, zerwał z Tobą - powiedział poważnym tonem patrząc mi prosto w oczy.
- Nienawidzę Cię, wyjdź stąd - warknąłem oschle, odwracając się na drugi bok.
- Kiedyś zrozumiesz, że to było dla was najlepsze rozwiązanie - mruknął głośno trzaskając drzwiami.
Ta cała sytuacja była nie do zniesienia. Ból nasilał się z każdym dniem, a przecież minęło dopiero kilka dni. Codziennie czułem jak sztylet wbija mi się w serce na nowo i na nowo. Choćbym bardzo tego chciał nie potrafię zapomnieć.
- Sam tego chciałeś, on Cię nie kocha, zrozum, zerwał z Tobą - powiedział poważnym tonem patrząc mi prosto w oczy.
- Nienawidzę Cię, wyjdź stąd - warknąłem oschle, odwracając się na drugi bok.
- Kiedyś zrozumiesz, że to było dla was najlepsze rozwiązanie - mruknął głośno trzaskając drzwiami.
Ta cała sytuacja była nie do zniesienia. Ból nasilał się z każdym dniem, a przecież minęło dopiero kilka dni. Codziennie czułem jak sztylet wbija mi się w serce na nowo i na nowo. Choćbym bardzo tego chciał nie potrafię zapomnieć.
Świetny rozdział ♥ Czekam na następny . :*
OdpowiedzUsuńŚwietnie. x
OdpowiedzUsuńsuper <3
OdpowiedzUsuń/@AnnYurisistable
Mmmm fajny blog <3
OdpowiedzUsuń