wtorek, 28 maja 2013

Chapter fifteen

Sala 317

Minęły dwa dni od podania Niallowi leku, który miał sprawić, że zbudzi się ze śpiączki, ale nic się nie wydarzyło. Doktor wyjaśniał, że w ten sposób ciało Nialla walczy z infekcją. To wszystkich uciszyło, ale było niezbędne do zmobilizowania sił do walki z chorobą. 

Przez te dwa dni Zayn nie robił nic innego, poza wpatrywaniem się w przyjaciela. To było to czym się teraz zajmował, uczył się twarzy przyjaciela na pamięć. Niall miał delikatny kształt oczu, trochę jakby zaspane, wydłużone i ładne – jak dziewczyny. Jego rzęsy pięknie kontrastowały się z bladą skórą pod jego oczami - ciemną i pokrytą drobnymi włoskami. 

W miejscu, w którym siedział, jego głowa odpoczywała oparta o jego lewe ramie tak, że jego nos praktycznie dotykał łokcia Nialla. Zayn pozwolił swoim oczom na swobodną wędrówkę  po konturach twarzy przyjaciela i zauważył, że rysy Nialla były bardzo subtelnie wyostrzone, prawie w kobiecy sposób. 

Zayn śledził palcem ścieżkę wzdłuż ramienia Nialla, zafascynowany jak delikatna była jego skóra i jak jego ruch powodował u niego gęsią skórkę. Nie mógł powstrzymać się przed zrobieniem tego jeszcze raz. Pozwolił swoim palcom ześlizgnąć się na zgięcie jego kciuka i uśmiechnął się, widząc jak jego szczupłe pace, zaczynają krążyć wokół jego własnych. To był delikatny ruch, prawie zaspany. Może dlatego zajęło mu kilka sekund zanim uświadomił sobie, że palce Nialla nie powinny się ruszać. Serce podeszło mu do gardła i czekał przerażony, spodziewając się największego zawodu w swoim życiu, powoli poniósł wzrok powyżej ramienia przyjaciela i spojrzał na jego gardło. Musiał uspokoić oddech, zanim spojrzał w oczy Nialla.

Wydawało się jakby minęły wieki, a ogień wciąż palił w klatce piersiowej Zayna, ale w końcu powieki zamrugały. Serce Zayna przyśpieszyło bieg.

- Niall? – wyszeptał z nadzieją. Oczy Nialla znowu zamrugały i Zayn mógł zobaczył błysk białego i niebieskiego. Niemal spadł z krzesła w pośpiechu naciskając przycisk. Przycisnął go nerwowo kilka razy i niemal rzucił się na łóżko, pomagając sobie wejść łokciami i ustawiając się nad twarzą przyjaciela.

- Niall? – zapytał znowu, głośniej niż wcześniej, a podekscytowanie rozdzierało go od środka. Oczy Nialla otworzyły się, ledwo rejestrując jego obecność nad nim, zanim znowu się zamknęły. Zayn uśmiechnął się i zaśpiewał. 

Niall 

Nagle usta Nialla się poruszyły jakby próbował zaczerpnąć powietrza, ale tuba  w jego tchawicy mu to utrudniała. Zaczął się krztusić. Zayn zadzwonił jeszcze raz po pomoc. W tym momencie pojawiły się dwie pielęgniarki i rozkazały cofnąć się Zaynowi pod drzwi. 

Zaczęły krzątać się przy pacjencie usuwając mu rurkę do oddychania, Zayn musiał odwrócić wtedy wzrok, bo był to okropny widok. Dźwięk odruchów wymiotnych Niala dotarł prosto do żołądka Zayna. 

Ale, o mój Boże… Niall się obudził! Niall się obudził. Jego serce pędziło w szalonym tempie i nie wiedział czy zacząć śmiać się, czy płakać. Emocje skumulowały się w nim i wiedział, że jeśli zaraz czegoś nie zrobi to wybuchnie.

- Niall? Powieki Nialla mrugnęły, znowu i znowu zanim w końcu całkiem się otworzyły. Jego źrenice były duże i ciemne jakby był naćpany, ale wydały się być skupione na czymś. Wyglądał bardzo słabo.

-Za… - zaczął, ale dźwięk został stłumiony przez głośne kliknięcie w jego gardle gdy próbował przełknąć. Zayn zorientował się, że usta jego przyjaciela musiały całkowicie wyschnąć bez picia żadnych napojów przez prawie tydzień. Jedna z pielęgniarek podniosła poduszkę pod jego głową, dopóki Niall nie znalazł się w pół-leżącej pozycji. Jego oczy się przymykały, silnie walcząc, by nie zasnąć. 

W tym momencie druga wróciła ze szklanką wody i słomką. Obrzuciła Zayna wzrokiem zanim wyciągnęła w jego stronę, pytająco szklankę. Zayn bez wahania wziął ją od niej i przyłożył słomkę do ust Nialla. Obie pielęgniarki wyszły, oznajmiając, że wrócą za parę minut, żeby przeprowadzić rutynowe badania i idą powiadomić lekarza o przebudzeniu Nialla. 

Niall wziął mały łyk i przełknął ciężko. Wziął jeszcze jeden. Ten prawdziwy ruch jego przyjaciela sprawił, że Zayn poczuł jak jego emocje dają mu porządnego kopa w brzuch. Cały strach, ból i cierpienie z zeszłego tygodnia krążyły w jego żyłach, zostawiając go praktycznie trzęsącego się z chęcią wybuchnięcia. Drżąc odstawił szklankę na stolik i powrotem się odwrócił, żeby napotkać wbity w niego zmęczony i zmieszany wzrok Nialla.

_________________________________________

Od autorki: Zauważyłam, że jest was tutaj coraz mniej - a piszę to dla was nie dla siebie. Tak więc komentujcie każdy rozdział bym wiedziała, że jesteście!

PAMIĘTAJ! CZYTASZ = KOMENTUJESZ

sobota, 18 maja 2013

Chapter fourteen

 pół roku później


Koncert wypadł lepiej niż kiedykolwiek. Właściwie był lepszy niż ktokolwiek kiedykolwiek dał! Dawali bis za bisem wśród otaczających ich niekończących się krzyków, które wydawały się osiągać nowy poziom głośności przy 14,000 fanach w hali. Nigdy nie wykonywali swoich piosenek tak dobrze i nawet Zayn zapomniał o swoim bólu pleców wystarczająco, żeby dać czadu. Miał nawet szansę zaśpiewać swoje nowe solo jako bis i Liam mógłby przysiąc, że dach wybuchł od huku wiwatującej widowni. Niall nigdy nie miał wystarczającej szansy by się wykazać. Był wspaniałym wokalistą, ale był zbyt szczęśliwy śpiewając w tle, by walczyć o solówki. Pod koniec piosenki wszyscy obdarzyli go uściskami, co jeszcze bardziej wzmogło fale okrzyków. Niall promieniał, wstydliwie szczęśliwy i Zayn nie mógł się powstrzymać, by go jeszcze raz nie przytulić. Było coś niezwykłego. Tej nocy, zakończyli koncert energetycznym wykonaniem Forever Young, a jego ostatnie nuty zostały zaakcentowane wybuchem fajerwerków.

- Woohoo! – krzyczał Harry wskakując na plecy Louiego kiedy opuszczali scenę. Zayn skakał za nimi i nawet zawsze poważny Liam śmiał się schodząc ze sceny.

- To było niesamowite!

- Bardzo niesamowite! – zgodził się Harry przybijając z nim piątkę.

- Hej Niall! Zaczekaj! – krzyknął Harry. 

Niall był już prawie na schodach, daleko przed nimi i Zayn widział, że ledwo szedł, widocznie włożył cała swoją energię w występ. Niall potknął się, odwracając się na krzyk Hazzy, a jego twarz wykrzywiła się w bólu. Jego nogi zaczęły się uginać. Wyciągnął rękę by chwycić się poręczy, lecz nie trafił i runął w dół schodów.Ile razy Zayn odtwarzał ten moment w pamięci, a robił to naprawdę wiele razy, czas wydawał się biec wtedy wolniej. Krzyki i płacz każdego były zniekształcone jak zepsuta płyta, a ich nogi nie chciały drgnąć, gdy próbowali biec. 

W rzeczywistości jednak znaleźli się u boku przyjaciela w ciągu sekundy. Cała obsługa zza kulis i ich ochroniarze ruszyli w jego stronę w pośpiechu blokując schody. Harry był pierwszym z zespołu który dobiegł do brzegu sceny i przeskoczył metalową poręcz spadając 3 stopy w dół. 

Bez zastanowienia Zayn zrobił to samo, czując ból w plecach i kolanach, ale nie dbał o to. Ludzie już otoczyli ich przyjaciela zasłaniając go tak, że nie mogli się przecisnąć. Chłopcy szukali luki wystarczająco dużej, by się przedostać i Zayn przez krzyki słyszał jak ktoś wzywa karetkę. Jedyne o czym myślał to to, że potrzebuje dostać się do Nialla jak najszybciej.

- Przepraszam! – krzyczał próbując przepchać się przez tłum. Jednak został stanowczo zatrzymany.

-Trzymajcie się z boku chłopcy – powiedział jeden z ochroniarzy odgradzając ich ręką jak barierką.

- Nie, przepuść nas! On cierpi! – płakał Zayn próbując zrobić unik przed ramieniem Steve’a, panika przesiąkła jego umysł i zaczął wpadać w histerię.

- Niall?! – krzyczał, ale ramiona Steve’a wciąż silnie go oplatały. - Chłopcy, proszę zaczekajcie na razie z boku. Zayn nie słyszał nic i gwałtownie starał się przedostać przez tłum. Nagle ktoś szarpnął go do tyłu w silny uścisk.

-Uspokój się Zayn – Harry szepnął uspokajająco do jego ucha – Ratownicy już się nim zajmują, daj im kilka minut. 

Liam próbował zajrzeć ponad ich głowami. 

-Wszystko z nim w porządku? – domagał się odpowiedzi od ich ochroniarzy. Steve nic nie odpowiedział, ale po jego twarzy było widać wszystko.

Z kolejnym impulsem Zayn wyrwał się z uścisku Hazzy i wepchnął się w tłum zanim ktokolwiek zdążył go powstrzymać. To co zobaczył sprawiło, że padł na kolana obok swojego najlepszego przyjaciela z rozdzierającym płaczem.

-Ostrożnie – powiedział ostro ratownik – nie ruszaj go. 

Niall był nieprzytomny, nikt go nie ruszał z miejsca w którym upadł i leżał tam blady i upiornie sztywny. Nie było żadnego śladu jego figlarnego uśmiechu. Ratownik założył opatrunek na głowę Nialla, ale płynąca krew przesączyła go, cieknąc powoli wzdłuż jego szyi.

- Niall? – powiedział nagle Zayn wycierając krew swoim rękawem zanim chwycił w dłonie jego wiotką rękę i ścisnął – Niall – syknął – To nie jest zabawne. Przestań się wygłupiać. No dalej, otwórz oczy! – Przycisnął delikatnie dłoń do jego policzka i poczuł nienaturalne ciepło i pot. Boże, on był rozpalony! Zanim zaczął dalej panikować, Niall drgnął, a Zayna zalała fala ulgi. Jezu, zamierzał zabić swojego przyjaciela za to – najpierw chciał go pocałować za to że żyje, a później zabić za to, że ich tak przestraszył. Niall znowu drgnął, wygiął się w łuk i zaczął gwałtownie trząść. Zayn w szoku upadł do tyłu.

- Ma atak! – krzyknął ratownik – Wszyscy cofnąć się i dać mu trochę przestrzeni! 

Zayn bezsilnie cofnął się i oglądał w przerażeniu jak Niall wykrzywia się w bólu, a jego usta powoli zaczynają siwieć.

- Tak bardzo Cię kocham! - krzyczał wniebogłosy Zayn - Proszę Niall, proszę nie umieraj - położył się na zimnej ziemi, pogrążony w żałosnym płaczu.

- Będzie dobrze, zobaczysz wszystko będzie dobrze - przytulił go również zapłakany Liam - Jest pod dobrą opieką...

sobota, 4 maja 2013

Chapter thirteen

Cheyenne

Byłam szczerze mówiąc przerażona po wczorajszej nocy. Słyszałam głośne trzaskanie drzwiami, tupanie, a nawet łoskot łańcuchów. Kiedy on wyszedł z pokoju próbowałam zasnąć, jednak na marne - przez całą noc nie zmrużyłam oka. Przeciągnęłam się na łóżku po czym wstałam zawijając się w szlafrok.

Będąc na dole zaczęłam głośno krzyczeć. Zobaczyłam Malika lezącego na ziemi w kałuży krwi. Klęłam przerażona, zacząłem go cucić, myśląc, że stracił przytomność. Bez chwili zastanowienia zadzwoniłam po karetkę, bałam się, że mógł nastąpić zgon, byłam przekonana, że leżał tak od wczoraj.

- Jak to się stało ? - zapytał mnie policjant, podczas, gdy reszta zabezpieczała ślady.

- Nie mam pojęcia, znalazłam go dzisiaj rano - powiedziałam poddenerwowana, nie chciałabym aby pomyśleli, że zrobiłam mu krzywdę.

- A co robiliście wczoraj ? - jego pytanie mnie trochę zażenowało.

- Prawda jest taka, że on wczoraj bardzo dziwnie się zachowywał - odparłam, a policjant zmarszczył czoło - Była burza, padał deszcz, a on wyszedł bez koszulki na dwór, pod pretekstem sprawdzenia dlaczego nie ma prądu.

- Dobrze, dziękuję pani bardzo - burknął oschle, po czym odszedł.

Byłam zdenerwowana, cała się trzęsłam. Chociaż go nie znałam to bardzo to przeżyłam, bo przecież moja rola w tym wszystkim była taka, że miałam się nim opiekować, zaprzyjaźnić się z nim. Przede wszystkim próbować wypełnić pustkę w jego sercu, choć wiedziałam, że to nie możliwe.

- Paul, przyjedź do tego szpitala zaraz koło Oxford Circus - powiedziałam do słuchawki od razu się rozłączając.

 Posprzątałam trochę w domu, po czym postanowiłam pojechać do szpitala by sprawdzić jak się czuje mój współlokator.

- Stracił bardzo dużo krwi, jednak jego stan jest stabilny, wyjdzie z tego - usłyszałam głos lekarza. 

- Nic nie zauważyłaś ? Przecież on mógł umrzeć - podniósł głos Higgins. 

- To wszystko jest twoją winą, on przez Ciebie cierpi, kto wie czy właśnie nie miał zamiaru popełnić samobójstwa, ale jeżeliby mu coś się stało to byłaby tylko twoja wina - burknęłam niezadowolona. 

Weszłam do pokoju w którym leżał Zayn. Spał, głośno oddychając. Spojrzałam na jego drgające powieki. Zaczęłam się zastanawiać co mu się śni. Usiadłam tuż obok jego łóżka chwytając jego rękę.

Zayn


"Nie miałem pojęcia, gdzie jestem. Był środek nocy, a dookoła panowała nieprzenikniona ciemność. Kiedy tylko poczułem twardy grunt pod nogami, wytężyłem siły, by wstać.
Policzki wciąż miałem mokre od łez, a cała sytuacja wręcz mnie przygniatała.

Chciałam usłyszeć prawdę, bo miałem nadzieję, że ona mnie wyzwoli, pozwoli zamknąć miniony dział, zacząć spokojnie następny, lepszy. Zapomniałam tylko, że to właśnie prawda, nie kłamstwo, zabija nadzieję "

- Ten pocałunek nic nie zmienił, nie kocham Cię Zayn - przypomniały mi się jego słowa, słowa które tak bardzo mnie zabolały.
 
Mówi się, że nieprzyjemne prawdy są zawsze lepsze od przyjemnych złudzeń, ale ja w to wcale nie wierzę. Fakt, kiedyś myślałem: wydawało mi się, że wolę prawdę, która sprawi, że będę wrzeszczeć z rozpaczy, rozczarowania i wściekłości; prawdę, która będzie krążyć w moich żyłach i gotować wnętrzności, aż spuchnę lub się wypalę jak stara świeca. Ale czasem po prostu lepiej jest żyć z tym, czego się nie wie.  

Łatwiej.

Ale teraz żałuję, że kazałem mu to powiedzieć ; że zmusiłem go do wyznania tej okrutnej prawdy, pamiętam jak mówiąc to patrzył mi prosto w oczy, dlatego wiedziałem, że nie kłamał, bynajmniej nie kłamał w połowie.

Obudziłem się zlany potem i z roztrzęsionym sercem. Nie wiedziałem co o tym myśleć. Nie panowałem nad własnymi myślami, które odbijały się w mojej głowie by zaraz wybuchnąć niczym dynamit.

- Paul, proszę nie każ mi dłużej cierpieć - wyjęczałem. 

- Dasz radę Zayn, musisz wytrzymać - powiedział kładąc dłoń na moim czole - Zapomnisz o nim, zobaczysz. 

- Dlaczego wy mi to robicie? Do cholery, dlaczego? - wrzasnąłem przenosząc się do pionu, jednak zaraz po tym upadłem z powrotem na poduszkę, nie miałem sił.

- Sam tego chciałeś, on Cię nie kocha, zrozum, zerwał z Tobą - powiedział poważnym tonem patrząc mi prosto w oczy. 

- Nienawidzę Cię, wyjdź stąd - warknąłem oschle, odwracając się na drugi bok.

- Kiedyś zrozumiesz, że to było dla was najlepsze rozwiązanie - mruknął głośno trzaskając drzwiami. 

Ta cała sytuacja była nie do zniesienia. Ból nasilał się z każdym dniem, a przecież minęło dopiero kilka dni. Codziennie czułem jak sztylet wbija mi się w serce na nowo i na nowo. Choćbym bardzo tego chciał nie potrafię zapomnieć.